piątek, 15 lutego 2013

~Niespodziewajka~

Z okazji wczorajszego "święta"

wtorek, 5 lutego 2013

VII. Zbliżenie pachnie zwycięstwem


Jest coś takiego w siatkówce, co powoduje, że moje życie staje się pełniejsze. Ta gra sprawia, że mój oddech przyspiesza, fascynacja rośnie, a wysiłek zostawiony na boisku wydaje się być najlepiej spożytkowaną siłą. Czasem sam zastanawiam się nad tym, gdzie w moim życiu jest miejsce dla Marceliny, skoro to siatkówka stanowi tak niezwykle ważny element w moim życiu.
Mecz poszedł gładko, nie było zbyt wielkim problemem wygrać z częstochowskim AZSem. Doskonale wiem, gdzie siedzi moja dziewczyna, jednak jej miejsce jej puste, a ja nie mogę jej znaleźć. Rozglądam się na wszystkie możliwe strony, ale mój wzrok nie jest w stanie jej wypatrzyć. Czuję pewien zawód, bo w mojej krwi buzuje adrenalina, która napędza moje żądze. I gdybym tylko mógł, to znalazłbym ją w tym tłumie, zaciągnął do łazienki i zerżnął.
Paradoksalnie, bo ostatnio rzadko nachodzi mnie taka ochota, a nasze życie wypełnia staranie o dziecko.
„Chodź tu do mnie” mruczę jej prosto w ucho, kiedy wreszcie dopada mnie przy wyjściu z szatni. Dopiero co wyszedłem spod prysznica, co wcale nie oznacza, że ciepła woda zmyła ze mnie pożądanie. Jest zdziwiona, widzę to w jej oczach. A kiedy czuje, jak bardzo moja męskość jest twarda, gdy już przygniatam ją swoim ciałem, szok zamienia się w zadowolenie.
Od razu zaczyna mnie całować nie zważając na to, że wokół kręci się mnóstwo ludzi, na czele z fankami czekającymi na autograf, albo zdjęcie. Odrywamy się od siebie, w zasadzie to ja resztką silnej woli delikatnie odpycham ją od siebie, oznajmiając, że dokończymy w domu. Pojmuje to w sekundę i ciągnie mnie w stronę drzwi, a ja, chcąc nie chcąc, przepraszam czekające fanki, wypowiadając dwa proste słowa: „nie dzisiaj”. Mam nadzieję, że mój rozanielony uśmiech choć trochę wynagrodzi im niespełnione marzenia.
Samochód gaśnie dwa razy na skrzyżowaniu, widzę jak bardzo Marcel jest roztrzęsiona i nie może skupić się na jeździe. Nie komentuję, tylko modlę się, żebyśmy jak najszybciej dotarli do domu, cali i zdrowi.
Gdy już wreszcie docieramy do kresu naszej podróży, tylko kilka kroków dzieli nas od sypialnianego łóżka, jednak moja dziewczyna ma inne plany. Oczy jej błyszczą, rozświetlone wyrazem aprobaty na temat jej genialnego pomysłu. Nakierowuje mnie na kanapę i wystawia swój słodki, nagi już tyłek wprost w moją stronę.
Nie mam więcej pytań i przechodzę do tego, na co miałem ochotę już nawet wtedy, kiedy wchodziłem na boisko.
Nie wiem, jak sąsiedzi znieśli odgłosy naszych miłosnych uniesień, na szczęście nie widuję ich często. Wiem jedynie tyle, że jestem spełniony i po zadowolonej minie Marceliny stwierdzam, że i ona jest szczęśliwa.
Potem maszeruje dumnie do kuchni, ubrana tak, jak ją pan stworzył, po to, by przygotować nam pyszną caffe latte. A ja znowu czuję napływ adrenaliny i znowu mam na nią taką ochotę, jak przed kilkunastoma minutami. 


Jak się okazuje, czasem nawet Resovia ma problemy, żeby wygrać z AZSem, a ja się z tego bardzo cieszę. :) Bo na pierwszym miejscu w moim sercu AZS, dopiero potem Resovia. :) 
Zmierzamy ku końcowi, zostały dwa rozdziały. 
A potem będę na nieprzystępnych i postaram się nareszcie skończyć mojego cudownego Kadzia. 
Mam nadzieję, że trzy tygodnie ferii wpłyną pozytywnie na moją wenę :) 

sobota, 2 lutego 2013

VI. Zbliżenie pachnie desperacją


Przemierzam alejki galerii handlowej z beznadzieją wymalowaną na twarzy, a kiedy mijam kolejny sklep z artykułami dla dzieci, moje serce pęka jeszcze bardziej. Ileż łez wypłakałam, ile spędziłam czasu na dumaniu nad tym, dlaczego to musiało spotkać akurat nas? Czy to kara za moją zdradę, której tak naprawdę nie chciałam? Za to, że jeden, jedyny raz byłam niewierna, choć nie z własnej inicjatywy? Mam ochotę wyć z bezsilności. Postanawiam wstąpić do drogerii, bo kosmetyki to coś, co zawsze poprawia mi humor. Dostrzegam jeszcze Iwonę zmierzającą w moim kierunku, a zaraz potem Dominika dosłownie wtapia się w moje ciało, mocno się we mnie wtulając. „Ciocia!” krzyczy z entuzjazmem i ciągnie moją głowę na dół, by po chwili złożyć soczystego buziaka na moim policzku. Biorę ją na ręce i zaczynam się z nią bawić, podczas gdy Iwona zaprasza nas do nich, na kawę, drinka albo na obiad. Bo dawno się nie widzieliśmy, bo fajnie byłoby się spotkać wspólnie, bo tysiąc innych powodów. A na koniec coś, co rani mnie niesamowicie. „Dobrze wyglądasz z dzieckiem” uśmiecha się do mnie promiennie, a po chwili oznajmia, że muszą się zbierać. Iwona nic nie wie, nikt nic nie wie. Dominika niezadowolona uwalnia się z moich rąk, żegnamy się i rzucam się wręcz pędem na parking, do samochodu, żeby znaleźć się w domu jak najszybciej.
Otwieram drżącymi rękoma drzwi od mieszkania, dopadam Nikoli, który leży na kanapie, oglądając telewizor i wręcz w panice żądam „kochaj się ze mną, słyszysz?!”. Jest kompletnie zaskoczony, ale wykonuje moje polecenie. Kilka gwałtownych ruchów i jest po wszystkim, a ja żałuję jak jasna cholera tego, co się przed chwilą wydarzyło.
Nie mam oporów przed tym, żeby mu opowiedzieć co się stało w galerii, dlaczego jestem taka roztrzęsiona i obiecuję, że to się nigdy nie powtórzy. Bo seks bez uczucia, sam mechaniczny akt, jest bez sensu. Tak samo jak staranie się o dziecko, którego na dobrą sprawę być może nigdy nie będzie nam dane mieć, właśnie w ten sposób. Zasypiam na jego ramieniu, zapłakana, wycieńczona, a on tuli mnie do siebie i nieustannie powtarza, że będzie dobrze. Bo nadzieja umiera ostatnia.
Kilka dni później próbuję znowu, mając nadzieję, że moje skrupulatne wyliczenia na coś się przydadzą i tym razem się uda. Wiem, że mu obiecałam, ale nie potrafię opanować nieposkromionego szaleństwa, nadziei, że może akurat ta metoda będzie dobra. Tego dnia kochamy się znowu, zupełnie bez uczucia, bo jestem pochłonięta myślami o tym, żeby plemniki wykonały swoją pracę, a jajeczko miało jak najdogodniejsze warunki, by powstać mogło nowe życie.
Nikola nie komentuje mojego zachowania, a po wszystkim zamyka się w łazience i wychodzi z niej dopiero po dwóch godzinach. Nie wiem, czy jego zaczerwienione oczy to wina dużej wilgotności w łazience, czy może coś innego spowodowało, że jednocześnie wydają się błyszczeć. Nigdy nie widziałam mojego mężczyzny płaczącego…

Dzisiaj ostatni mecz w tym sezonie u siebie na hali i bardzo mi przykro z tego powodu... Trzymajcie kciuki za AZS, proszę. :(